Polonia Bydgoszcz to nie tylko wielkie nazwiska znane w całej Polsce, ale też niezliczona rzesza zawodników, którzy walczyli z sercem na torze, będąc filarami drużyny w trudnych czasach. W tym artykule przywołam sylwetki zapomnianych bohaterów, których wkład w historię klubu nigdy nie powinien zostać pominięty.

Lata świetności i cienie zapomnienia

Gdy blask sławy świecił na kilku

Nawet największe drużyny mają w swojej historii zawodników, którzy nie trafili na okładki gazet, choć wykazywali się nie mniejszym zaangażowaniem niż reprezentanci Polski. W przypadku Polonii Bydgoszcz wszyscy kojarzymy takie nazwiska jak Tomasz Gollob czy Piotr Protasiewicz, jednak za sukcesami drużyny najczęściej stała też cała rzesza „cichych bohaterów”.

Na przestrzeni dekad, zwłaszcza w latach 70., 80. i 90., Polonia była nie tylko kuźnią talentów, ale również miejscem, gdzie pracowali zawodnicy oddani barwom klubowym bez większych blasków sławy. To właśnie o nich dziś opowiemy.

Jan Żabik – więcej niż trener

Dla wielu kibiców nazwisko Jan Żabik może kojarzyć się z wieloletnim trenerem sekcji młodzieżowej Polonii i opiekunem Golloba. Jednak zanim zasłynął jako wychowawca talentów, był solidnym zawodnikiem, który reprezentował klub w latach 70.

Choć nie zdobywał laurów na arenie międzynarodowej, to był podporą drużyny w okresie przejściowym. Jego największy wpływ na klub pokazał się jednak po zejściu z toru. Przez wiele lat budował żużlową przyszłość Bydgoszczy, a jego praca trenerska miała znaczenie nie mniejsze niż postawa na torze.

Marian Kulwicki – „etatowy drugi”

To postać, która przez wiele sezonów zapewniała stabilność drugiej linii. W erze, gdy media nie skupiały się na statystykach, zawodnicy tacy jak Kulwicki wykonywali swoją pracę bez rozgłosu, a jednak byli niezbędni przy zdobywaniu punktów drużynowych.

Choć nigdy nie był indywidualnym liderem, wielokrotnie ratował wynik meczu w końcówkach spotkań, pokazując ogromne opanowanie i lojalność wobec drużyny. Takie postawy mogą dziś służyć jako wzór dla młodych adeptów żużla.

Henryk Glücklich – lider z niedocenionym dorobkiem

Glücklich nie powinien być postrzegany jako zawodnik „zapomniany”, jednak w szerszej świadomości kibiców młodszego pokolenia jego wkład w rozwój Polonii został zatarły.

Był istotnym punktem drużyny w latach 60. i 70., wielokrotnie reprezentował klub na krajowych zawodach, a jego styl jazdy uchodził za jeden z najładniejszych wizualnie w tamtym okresie. Dzięki niemu Polonia nie raz utrzymała się w lidze mimo trudności finansowych i kadrowych.

Jerzy Suffner – szybki, ale w cieniu

Choć jego kariera nie była długa, Suffner dał się zapamiętać jako zawodnik z potencjałem na duże nazwisko. Był niezwykle szybki na kresce, ambitny i waleczny, jednak lata 80. przyniosły trudności organizacyjne i zdrowotne, które zahamowały jego rozwój.

Mimo że nie zdołał osiągnąć pełni swoich możliwości, przez kilka sezonów był ostoją klubu, gdy ten borykał się z kryzysem kadrowym i sprzętowym. Tacy zawodnicy nie tylko wypełniają lukę w składzie — oni trzymają klub przy życiu.

Andrzej Krzyżanowski – cichy lider

Jeden z tych zawodników, którzy nigdy nie pchają się na afisz, a bez których zespół nie działa. Krzyżanowski był symbolem solidności w latach 80., zdobywając punkty na trudnych wyjazdach i potrafiąc pokonać teoretycznie silniejszych rywali.

Mało kto pamięta, że to on zdobył jedno z kluczowych zwycięstw w barażowym meczu, który zdecydował o utrzymaniu się Polonii w 1. lidze. Mimo braku indywidualnych tytułów, jego znaczenie drużynowe było ogromne.

Bohaterowie drugiej linii – czy dziś byłoby dla nich miejsce?

W obecnej erze żużla, mocno zdominowanej przez nazwiska zagraniczne i potrzebę szybkich sukcesów, zawodnicy drugiego planu często tracą na znaczeniu. A przecież to właśnie ich dyspozycja, gotowość do jazdy w trudnych warunkach i niezawodność w kluczowych biegach często decydują o mistrzowskich tytułach.

Wielu z zapomnianych żużlowców Polonii świetnie sprawdziłoby się w dzisiejszym systemie drużynowym — szczególnie w roli tzw. „pewniaków na 5 punktów”, którzy nie zawodzą nawet pod presją.

Gdzie dziś są ci zawodnicy?

Część z nich całkowicie zerwała kontakt z żużlem po zakończeniu kariery, wracając do życia zawodowego lub rodzinnego. Inni przez lata pracowali w strukturach klubu: jako mechanicy, szkoleniowcy młodzieży czy organizatorzy zawodów.

Niestety, z biegiem lat wielu z nich zostało zapomnianych — nie tylko przez media, ale i przez sam klub. Brakuje tablic, memoriów, spotkań z kibicami, które przypominałyby o ich wkładzie. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Jako środowisko sportowe, powinniśmy dbać o pamięć o tych, którzy budowali drużynę swoim potem, hartem ducha i lojalnością — nie tylko o tych, którzy zdobywali medale i tytuły.

Dlaczego warto o nich pamiętać?

Przede wszystkim dlatego, że żużel to sport drużynowy. Historia każdego zespołu to nie tylko sukcesy liderów, ale też losy tych, którzy nie błyszczeli w świetle reflektorów, lecz regularnie dokładali cegiełkę do wyników.

Pamięć o nich uczy pokory, szacunku i zrozumienia, że do sukcesu potrzebna jest cała drużyna — także ci, którzy nigdy nie stanęli na podium Indywidualnych Mistrzostw Polski.

Każdy młody zawodnik Polonii Bydgoszcz powinien poznać historię takich postaci jak Kulwicki, Suffner czy Krzyżanowski. To właśnie oni pokazują, że warto walczyć niezależnie od tego, czy w nagrodę czeka puchar, czy tylko duma z dobrze wykonanej roboty.

Żużel to więcej niż statystyki

Na zakończenie warto wspomnieć, że pamięć sportowa może, a nawet powinna wykraczać poza suche rekordy. Lojalność, charakter i postawa na torze są równie istotne jak wyniki. Dziś mamy niepowtarzalną okazję, by przywrócić dawnym bohaterom należne miejsce w historii.

Organizowanie spotkań z dawnymi zawodnikami, wydawanie klubowych publikacji czy uwzględnianie ich imion w nazwach trybun — to tylko kilka sposobów, by zachować pamięć o ludziach, którzy stworzyli fundamenty Polonii Bydgoszcz.

Jeśli jesteś kibicem lub po prostu miłośnikiem żużla, zachęcam: sięgnij pamięcią głębiej niż ostatnie 20 lat. Prawdziwa historia Polonii kryje się tam, gdzie wzrok już nie sięga, a zasługuje na to, by znów ujrzeć światło dzienne.